Popełnianie błędów nie jest błędem.
Jako ludzie - ssaki, wysokorozwinięta forma człekokształtnych, fundamentalnie zwierzęta posiadające zdolność myślenia abstrakcyjnego - posiadamy pewne wrodzone instynkty (choć słowo schematy pasowałoby tutaj pewnie nieco lepiej, ponieważ “instynkt” kojarzy się, raczej niefortunnie, z czymś bardziej prymitywnym). Samo posiadanie instynktu, tudzież schematu nie oznacza jednak, iż od samego początku jesteśmy wszystkiego nauczeni. Wręcz przeciwnie. Od chwili przyjścia na świat (a po prawdzie to również i wcześniej) stajemy przed wyzwaniem pochłaniania coraz to większej ilości informacji i czynności, które musimy/chcemy opanować, aby “przejść dalej” w życiu. Ta trwająca całą naszą egzystencję nauka nie jest z założenia czymś łatwym tym bardziej, że z każdym krokiem zdajemy się dodawać kolejne wymagania na liście “do zrobienia”. Natychmiastowe sukcesy zdarzają się od czasu do czasu, jednak o wiele częstszym zjawiskiem są powtarzające się porażki - jakże niezbędne, acz nierzadko traktowane jako niepożądane.
Na wstępie się przed Wami przyznam - wiele rzeczy za pierwszym, drugim, trzecim i kolejnym razem często mi po prostu nie wychodzi.
Tego typu porażki zazwyczaj stają się powodem do frustracji i powątpiewania w nasze kompetencje, zdolności oraz w nas samych. Warto sobie jednak zadać pytanie: jeśli coś mi się nie udaje, czy oznacza to, że jestem gorszy albo gorsza od innych?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, przytoczę przykład pochodzący z badań pana Irenäusa Eibl-Eibesfeldta, austriackiego zoologa, który w swojej pracy nad etiologią człowieka poświęcił kilka cennych chwil na obserwację… wiewiórek.
Eibl-Eibesfeldt w jednym ze swych eksperymentów wykazał, iż wiewiórki posiadają wrodzony odruch gryzienia i rozłupywania, który śmiało wykorzystują do przegryzania twardych skorupek orzechów. Wiewiórka musi się jednak nauczyć, w jaki sposób zastosować oba te odruchy, aby uzyskać najbardziej efektywny rezultat. Doświadczona wiewiórka potrafi uchwycić orzech w ten sposób, żeby jej siekacze wnikły w naturalne bruzdy łupiny, a następnie pogłębia je poprzez celowy ruch zębów, aż wreszcie przekręca orzech i rozłupuje go jednym pewnym ugryzieniem.
Natomiast młoda i niedoświadczona wiewiórka ma z tym zabiegiem pewien problem. Wykonuje co prawda te same ruchy, jednak nie zabiera się do ich wykonania we “właściwy” sposób. Próbuje nadgryzać orzech dookoła, zamiast skupić się na pogłębianiu już istniejących bruzd - jednocześnie nie jest w stanie zastosować rozłupującego uchwytu swoich zębów. Posiada wrodzoną świadomość tego, jak należy trzymać orzech w przednich łapkach i jakie wykonywać ruchy zębami, jednak aby przerodzić te czynności w skuteczne działanie, musi ćwiczyć i nabrać odpowiedniego doświadczenia. Warto tutaj również podkreślić, iż Eibl-Eibesfeldt zakładał, iż różne wiewiórki mogą rozwijać różne techniki rozłupywania orzechów. Nie ma więc tutaj przymusu trzymania się sztywnego schematu bez miejsca na indywidualną kreatywność.
Nie chcąc budować argumentu wyłącznie na uroczej wiewiórce, pokrótce przytoczę również przykład kruków. Ptaki te zmagają się nie z orzechami, a z prawidłową konstrukcją gniazda, poświęcając wiele czasu na naukę zbierania właściwych materiałów zanim opanują tę umiejętność do takiego stopnia, aby owoce ich pracy mogły zostać uznane za godziwe domostwo.
Nie zawsze udaje nam się uzyskać satysfakcjonujący wynik przy pierwszej próbie. Zdarza się, że nawet “łatwe”, czy “oczywiste” czynności mogą przysparzać nam wiele trudu - jak choćby nawiązywanie i podtrzymywanie relacji z innymi ludźmi. Zachowanie z punktu widzenia ewolucji dla nas kluczowe (związane nie tylko ze zdrowiem psychicznym, ale zwykłym przetrwaniem), nierzadko przysparza nam niesamowitych trudności. Czy porażka po pierwszej próbie nawiązania przyjaźni lub romantycznych zalotów oznaczałaby, że się po prostu do tego nie nadajemy?
Posiadanie “instrukcji” jakiegoś zachowania wcale nie oznacza, że automatycznie stajemy się od tego zachowania ekspertami. Doświadczenie wymaga od nas bowiem cierpliwości wobec własnej osoby, a ta przychodzi dopiero wtedy, kiedy uda nam się choć trochę zaakceptować samych siebie.
Zdarza się jednak, że próby osiągnięcia określonego celu czasem po prostu nam nie wychodzą. To też nie jest samo w sobie błędem. Chcąc zaadresować taki scenariusz przywołam już ostatnią alegorię dotyczącą zwierząt (inaczej zmuszony będę założyć tutaj ogród zoologiczny), a mianowicie o sikorce. Mniej więcej w latach 70-tych na terenie Wielkiej Brytanii ornitolodzy zaobserwowali dość osobliwe zachowanie wspomnianych wyżej ptaków. Odkryły one, że ich wrodzone tendencje skłaniające do odrywania dziobem kory i łupin umożliwiały również otwieranie zamkniętych butelek z mlekiem - wymagało to od nich tylko niewielkiej zmiany wyuczonego już zachowania. Kusząc się na lekką dozę antropomorfizmu, musiały jedynie zmienić nieco perspektywę postrzegania sytuacji, aby odnaleźć ukryte dotychczas korzyści swojego talentu. Miało być o zwierzętach, a zabrzmiało osobliwie ludzko.
Na koniec odrobinę poważniej - mam taką prywatną nadzieję, że uda nam się od czasu do czasu wziąć przykład z wyżej wspomnianej sikorki. Nie zapominając o tym, by dać sobie przy tym trochę ciepła i cierpliwości. Warto.